
Codzienność z Chrystusem
5 maja 2025Wspomnienie o siostrze Genowefie Orszulak
Dziś dotarła do mnie wiadomość o śmierci siostry Genowefy, Urszuli Orszulak. Trudno mi wyrazić uczucia, ale jedno jest pewne. To był Ktoś, kto uratował moje życie. Staję więc przed Panem z ogromną wdzięcznością, za posługę i miłość tej prawdziwej Siostry Miłosierdzia.
W 2013 roku będąc na spotkaniu historyczek i archiwistek zakonnych w Krakowie przedziwnym zbiegiem okoliczności dowiedziałam się nie tylko imienia mego wybawcy, ale i miałam okazję spotkania osobistego z tą pełną pasji i życia siostrą.
Pamiętam, że jedna z sióstr Nazaretanek dzieliła się swoimi poszukiwaniami archiwalnymi dotyczącymi szpitala w Wadowicach. Zapamiętałam komentarz do tego wystąpienia: „to dziwne, że siostry prowadziły szpital… przecież one zajmują się nauczaniem, a nie opieką nad chorymi. W tym miejscu padło zdanie: Przecież siostry Miłosierdzia po wojnie jeszcze do 1956 roku były, ale w szpitalu Bielsku-Białej”. Słuchając meandrów historii nagle zapaliła się w moim umyśle „czerwona lampka”. Masz przed sobą Szarytkę i to archiwistkę, to jedyna okazja, aby się dowiedzieć jak nazywała się położna, której ja i moja siostra bliźniaczka zawdzięczałyśmy życie. Szybciutko napisałam wszystkie dane i podałam karteczkę siostrze z prośbą, aby mi przekazała imię i nazwisko tej siostry. Myślałam, że przynajmniej będę mogła się pomodlić za jej duszę… Cóż za zaskoczeniem dla mnie był fakt, że ta siostra żyje i mogę z nią porozmawiać.
Szłam na to spotkanie z wielkim wzruszeniem… Okazało się, że spotkałam niezwykle energiczną i w owym czasie bardzo przytomną osobę! Nie chciała początkowo wyjawiać wszystkich szczegółów tamtego dramatycznego porodu, ale przyznam się, że wymusiłam na niej, aby wszystko mi opowiedziała.
Zaskoczyło mnie to, że tak dobrze pamiętała tę sytuację… Może to wynikało a faktu, że w końcu krótko pracowała na oddziale położniczym, a potem już we Wrocławiu na okulistce… To co usłyszałam zgadzało się z informacjami naszej mamy, która zawsze powtarzała, że zawdzięczamy życie Szarytce, która asystowała przy tym porodzie.
Ta historia była bardzo logiczna i podejrzewam, że tak właśnie toczyły się wydarzenia w dniu naszych narodzin. Ordynatorem tego oddziału był lekarz, który niestety nadużywał alkoholu i często siostra musiała podejmować za niego opiekę nad pacjentami. Robiła to zresztą bardzo kompetentnie. Studiowała wnikliwie historie choroby każdego takiego przypadku i bardzo ostrożnie coś zmieniała. Mimo, że była młodą siostrą po szkole, ale niezwykle odpowiedzialną. Uczyła się tego od swojej mistrzyni Hanny Chrzanowskiej.
Tego dnia 23 grudnia, już wszyscy myśleli o świętach Bożego Narodzenia i ów lekarz też już zaczął świętować. Nasza mama miała termin na koniec lutego, ale też chciała jeszcze zawiesić firanki… Skończyło się przyśpieszoną akcją porodową.
Siostra widziała, że zaczyna się akcja bardzo skomplikowana (nie było wtedy USG, więc nawet nie podejrzewano, że to jest ciąża bliźniacza, ponieważ nasze tętna z siostrą się pokrywały). Nasza mama wspominała, że czasem zastanawiała się nad tym, że to dziecko jest niepokojąco energiczne, ale ponieważ była to już jej trzecia ciąża, więc była spokojna.
Niestety poszło coś nie tak i urodziłam się bez oznak życia, nie rozległ się też żaden krzyk. Ledwie przytomny lekarz chwycił mnie i wrzucił do kosza na odpadki medyczne. Tu obudziła się w siostrze Urszuli prawdziwa lwica. Rzuciła się do tego kosza i zaczęła reanimację. W międzyczasie chcąc przywrócić do działania lekarza dosyć obcesowo, a nawet używając mocnych słów krzyczała na lekarza! Udało się jej po pół godzinie wydobyć ze mnie jakiś cichy okrzyk. W tym czasie zaczęła rodzić się moja siostra i też tylko przez przytomność salowej i dzięki szybkiej reakcji siostry udało się ją sprowadzić na świat.
Siostra Urszula przyznała, że miała wielkie wyrzuty sumienia, iż w czasie tej akcji tak zbluzgała lekarza i poszła do spowiedzi do ówczesnego proboszcza z Opatrzności Bożej w Białej, ks. Łaczka, który jej powiedział: „najważniejsze, że siostra uratowała i to dwa życia! Jeszcze nie wiadomo kim te dziewczynki będą!” Gdy po tej dramatycznej relacji podałam siostrze nasze zdjęcie w habicie, a siostra się rozpłakała!
Odkrycie tej prawdy było bardzo ważne dla mnie. Bardzo ugruntowała mnie ta historia w przekonaniu, że Pan posługując się ludźmi i walczy o każdego z nas! Do dziś nie tylko jestem wdzięczna, po prostu stale ogarnia mnie fala wzruszenia, że ktoś tak się poświęcił, abym mogła przyjść na świat. Świadectwo działania siostry Urszuli to dla mnie taka realna przypowieść o ocaleniu.
Mała siostra Jezusa Ewa Janina Hałatek
Warszawa, 13.05.2025 r.